Festiwal im. Jerzego Waldorffa gości znaczące osobowości nie tylko na scenie, ale także na widowni. Jedną z nich jest Tomasz Cyz – publicysta i eseista, piszący najczęściej o muzyce. Publikował w „Tygodniku Powszechnym”, „W drodze”, „Didaskaliach” oraz w „Zeszytach Literackich”, gdzie jest także członkiem redakcji. Za swoje teksty otrzymał m.in. nagrodę im. Józefa Czapskiego oraz Nagrodę Fundacji Kultury. Był dramaturgiem Teatru Wielkiego – Opery Narodowej za dyrekcji Mariusza Trelińskiego oraz redaktor naczelnym internetowego pisma „Dwutygodnik”. Obecnie jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Ruch Muzyczny”.
Temperament i erudycja recenzenta nie pozwalają Tomaszowi Cyzowi ograniczyć się do roli biernego słuchacza i na bieżąco spisuje swoje wrażenia z festiwalowych koncertów, ubierając je w formę krótkich impresji. Barwny język, nieoczywiste skojarzenia i wiedza sprawiają, że jest to wspaniała lektura, stanowiąca doskonały komentarz do muzyki. Zamieszczamy je poniżej i zapraszamy do czytania!
Wieczór drugi SACRUM
Cztery utwory z rosnącym czasem trwania, stopniem komplikacji, ze zwiększającą się obsadą. A wszystkie zanurzone w specyficznej polskiej religijności. Najpierw prosty chóralny hymn a capella Gaude Mater Polonia Wincentego z Kielczy (do słów Teofila Klonowskiego), śpiewany od wieków (powstał w 1253 roku z okazji kanonizacji św. Stanisława ze Szczepanowa, biskupa krakowskiego) przy wielu okazjach – który w wykonaniu Zespołu Śpiewaków Miasta Katowice Camerata Silesia zabrzmiał dostojnie, radośnie, czysto. Dalej kolejny hymn – Jana Kochanowskiego Czego chcesz od nas Panie z muzyką Józefa Świdra z 1977 roku – którego prostota i jasność urzeka, i nie zmienia tego wprowadzająca chwilowe napięcia partia harfy (wspaniale realizowana przez Agatę Galik). Jeszcze chóralne Agnus Dei Wojciecha Kilara, zatrzymane w powtarzalnych zwrotach męskich głosów, z niewielkimi odchyleniami w głosach żeńskich. Cichy lament brzmiący jak odległe bicie dzwonów, do których dołączył się wiatr poruszający festiwalowym namiotem. Wreszcie, po przerwie, Msza Ex D Józefa Zeidlera (1744-1806), którego muzykę pisaną w filipińskim sanktuarium w Gostyniu po latach odkrywamy i cieszymy się z jej ponownej obecności – szczególnie wtedy, gdy na pulpit kładą ją muzycy pokroju Iwony Sobotki (sopran), Elżbiety Wróblewskiej (mezzosopran), Tomasza Krzysicy (tenor), Jarosława Bręka (bas) i orkiestry Sinfonia Varsovia pod wrażliwą batutą Jerzego Maksymiuka. Wyróżniłbym jeszcze Liliannę Stawarz przy klawikordzie (chyba nikt tak czule nie potrafi grać tak prostych dźwięków). A z solistów Iwonę Sobotkę, w której głosie czuć cały wszechświat. „Talent zawdzięcza się Stwórcy” – zwykł mawiać Wojciech Kilar. Dzięki sumie talentów w Radziejowicach w niedzielny wieczór czuć było Jego obecność. Choćby na chwilę.
Wieczór trzeci KAMERALNY

Wieczór czwarty PIEŚNI ŻAŁOSNE

Wieczór piąty SONATY CHOPINA

Sonatę c-moll op. 4 Elżbieta Karaś-Krasztel przeczytała nam rzetelnie, dynamicznie i z pasją. Choć w trakcie słuchania tego trudno łączącego się w całość utworu pomyślałem, że chcę usłyszeć, jak wykonuje go ktoś taki jak Piotr Anderszewski. Łukasz Byrdy Sonatę b-moll op. 35 wykonał żarliwie. Lubię, kiedy muzycy są w środku muzyki, nie opuszczają jej nawet gdy ona jest narowista. Byrdy świetnie zna ten utwór, ciekawie kiełzna jego formę, wydaje się go bardzo lubić. Chciałbym posłuchać, jak gra go za kilka lat. Sonata h-moll op. 58 nie jest tak efektowna jak jej poprzedniczka: jakoś wewnętrznie sprzeczna, napięta, dzika. Karolina Nadolska grała te dźwięki czule, szlachetnie, a trzecia część Largo wypełniał piękny śpiew nocy.
Palma pierwszeństwa sonatowego wieczoru należy się zaś Sonacie g-moll na fortepian i wiolonczelę op. 65 – nie tylko dlatego, że to najdojrzalszy z wykonywanych utworów. Swoje zrobili muzycy: Szymon Nehring (fortepian) i Marcin Zdunik (wiolonczela). Uważnie słuchający siebie nawzajem, doskonali w realizacji własnych partii, namiętni we wspólnych splotach. A już za wykonanie trzeciej części – dziecięco prostego, niewinnego, zapatrzonego w dal Largo – mogliby pójść do nieba. Gdyby istniało. Publiczność – znów (choć w Radziejowicach to norma) – dopisała w komplecie. Wzruszyły mnie siedzące na podłodze, blisko estrady, dzieciaki, a szczególnie jedna dziewczynka, około 9-10 lat, która palcowała Sonatę b-moll równolegle z solistą.
Wieczór szósty RETRO

Wieczór siódmy RECITAL
